ON
Wchodzisz tam gdzie nie ma mnie a jest On. Tylko On. Daleko Ci do Niego. Ale jest. On.
On to jego imie, tylko jego, Istoty Najwyzszej. Blagasz Go "Prosze...", "Blagam.. daj..." ale
On nie chce. On tylko patrzy, nie chce, patrzy, nie chce Ci dac...
Uciekasz stad daleko jeszcze dalej , dalej i juz nie chcesz lecz musisz to miec. Dalszego?
Zaczyna sie twoja podroz do granic swiadomosci, ostatnich ciemnych zakamarkow Twojego
jestestwa, bytu i nadziei. Zaczynasz sie bac tego, ale dales slowo, ze to zdobedziesz...
Ciemne mury granic Twego pojmowania rzeczy staja sie coraz wyzsze, ciemniejsze, jednak
pozbawione barwy delikatne rysy tworza twarz. Moja i nasza.
W realnym swiecie jest tylko ciekawosc i wszeczwladna moralnosc. Tu nie ma nic, rzeczy,
poznania jest tylko byt. A jednak tego chcesz by byc takim jak On. Tylko On moze Ci to dac
by przebaczyc. Troche zbyt przejaskrawiona barwami uczuc bytu ciekawosc, doprowadzila cie do Niego, by wziasc i odejsc jak inni przed Toba.
Ale Oni nie dotarli tak daleko, pozbawieni wyobrazni niczym krety
wedrowali korytarzami po omacku. Widzieli tylko to co chcieli zobaczyc,
jednak by to zdobyc nie wystarczy widziec. Trzeba czuc, słyszec, i
uczyc sie poznawania, ciaglosci bytu jego nieograniczonej mocy.
I wtedy jakby grom spadl na Ciebie cios ostateczy.
Pograzony w ciemnosciach widziałes każdy jego ruch i zrozumiałes.
Jako jedyny. Stales sie nim, a On Ci wybaczyl, ze jestes czlowiekiem.
Co wzial... Nie wiem. Sami sie go zapytajcie...
SEN
Gdy gasna swiatla, kiedy zostaje sam, zamykam oczy. Nie widze juz nic, procz malych blyszczacych punktow nie ma niczego co chcialbym dzis zobaczyc, uslyszec. Czasami slysze w oddali placz malego dziecka, ktorego matka juz nigdy nie nakarmi piersia. Czasami czuje smak ciastek z rodzynkami. Ustawione w rzedzie miniaturki wielbladow nabieraja dziwnych, niemoralnych ksztaltow. Zlewaja sie ze soba, kopuluja. Czy przewaga jest po stronie moich uczuc, czy mysli? Co sie wtedy ze mna dzieje, nie wiem. Byc moze nie chce tego wiedziec, pewnie sie juz nie dowiem. Mowia, zycie sie dopiero zaczyna a ja czuje jakby juz dobiegala konca. Czuje, ze nic mnie juz dobrego w nim nie spotka. Moim wyborem jest, zyc, czasami meczyc sie nadal. Trwac w tym dramacie ktory sam sobie stworzylem na swoje zyczenie. Usta ktore plyna przed oczami, do kogo naleza? Czy kiedys je spotkam? Zobacze, dotkne, poczuje. Przewracam sie na drugi bok. Otwieram na chwile oczy bo nie chce jeszcze zasnac. Wiem, ze jutro to wszystko zniknie. Boje sie nastepnego dnia, bieli tego pokoju, zoltego swiatla lampy o zmroku. Boje sie wstac i klasc sie spac. Znowu, znowu. Dlaczego chwile, ktore chce by trwaly urywaja sie jak kant stolu. Moze wlacze telewizor. Nie, wole cisze. Jutro obejrze wiadomosci i dowiem sie ze znowu zginelo od wybuchu bomby wiele istnien. Nie powiedza, ze ktos zlamal reke na basenie bo to juz nikogo nie interesuje. Nie podadza tez w wiadomosciach informacji, ze zostal wynaleziony lek na kaszel.
Kocham zycie. Jest pelne cudownych wizji. To one trzymaja mnie przy nim. Zaczalem sie tez modlic. Ale o co ja mam sie modlic? O pokoj na swiecie? O zdrowie?
Teraz mam wreszcie spokoj. Czuje jak powoli zapadam sie w przescieradlo. Umieram by narodzic sie znow jutro. Odplywam w inny, byc moze lepszy swiat. Szkoda, ze nie bede mogl tam zostac. Tam wszystko jest na moje zyczenie, wszystko moge kontrolowac. Jest tylko moj. Wlasny swiat.
Zycie jest jak zapalka. Wybucha, pali sie by w koncu zgasnac. Pozostaje tylko popiol, nic nie znaczacy pyl, ktory rozwieje sie na wietrze.
Znowu ta muzyka. Rozbrzmiewa mi w umysle tak realnie jak gdyby ktos gral ja przy mnie. Juz jej nie ma. Slysze ja ale stracila wszystko ze swej realnosci. Stala sie tylko gluchym echem.
Tesknie za kims, kogo jeszcze nie znam. Moze poznam. Na pewno poznam.
Zimny dreszcz wstrzasnal mym cialem. Zawsze tak jest. Juz sie przyzwyczailem. Znowu.
Udusze moje mysli. Moze zasne. Staja sie zbyt wyraziste. Boje sie, ze gdy jutro sie obudze to przyjda znowu, ze znowu bede musial je znosic. Uzywac ich w rozmowie. Sentencje pesymistycznego nastawienia. Mam jednak nadzieje, ze ta ciemnosc je polknie, ze odejda wraz z tym dniem, noca, ktora nie przyniosla nic nowego. Odwracam sie na drugi bok. Zwijam w klebek. Zawsze tak robie. Dzis jednak nic nie pomaga. Licze od stu do zera. Wyobrazam sobie stopnie w starym zamku. Prowadza mnie w dol. Robi sie coraz ciemniej, a jednak widze na koncu tunelu drzwi. Ze szpary pomiedzy nimi a podloga widze przesaczajace sie swiatlo. Jest niebieskie. Dlaczego niebieskie? Znowu sie zgubilem, musze liczyc od nowa. 100..99..98..97... Staram sie liczyc rowno z oddechem. Juz jest bardzo ciemno. Slysze wode kapiaca na kamienna podloge. Czuje zapach zgnilizny. Nienawidze tego zapachu. Staram sie oddychac ustami. Jestem juz blisko. Jeszcze kilka stopni. 9..8..7..6... Drzwi sa stare, zmurszale. Swiatlo ma teraz fioletowy odcien. Probuje dosiegnac klamki. Nie da sie. Musze wrocic. ale nie ma juz drogi ucieczki. Tunel ktory przyszedlem zniknal, a na jego miescu pojawily sie kolejne drzwi. Same sie otwieraja. Wchodze. Ide dlugim korytarzem. Pokoj nie ma sufitu a jednak czyje jakby byl bo nie widze gwiazd. Drzwi na koncu korytarza wydaja sie dziwne znajome. Takie samo swiatlo. Odwracam sie i widze znowu tunel prowadzacy w gore. Moge wyjsc, uciec. Nie chce.
- Czesc.
Odwrocilem sie.
- Czesc.
- Co tu robisz?
- To samo co Ty, probuje znalezc wyjscie.
- Acha.
- Dlaczego Twoje szkielka sa zielone?
- Bo sie troche zaczerwienily od ksiezyca.
- Dziwne.
- Dziwne?
- Tak, dziwne.
- Musze juz isc...
Znowu te drzwi. Nie lubie ich. Za nimi pewnie znowu bedzie tunel. Potem nastepny. Ile to czlowiek musi sie nameczyc zeby gdzies dojsc, cos zdobyc. Czasami warto, czasami nie. Oooo wreszcie. Koncowe drzwi a za nimi moja nagroda na dzis.
Laka. Na ktorej moge sie polozyc i wreszcie w spokoju pomyslec...Won kwiatow jest chyba zbyt intensywna. Ale co mi tam. Nie chce mi sie wracac. Poloze sie tu na chwile. Jestem taki zmeczony.
- Artur, juz osma, czas wstac...
"Im wiecej zdobywam doswiadczenia na temat ludzkiej natury,
tym bardziej przekunuje sie, ze czlowiek jest w istocie
zwierzeciem..."
Henry Morton Stanley, 1887
(C) CopyRight: Artur Z. 2000 - 2003
Strona jest czescia witryny: www.az-mystique.prv.pl.