09.05.2003
W dniu 09.05.2003 odbyla sie mala impreza u Piotra (mojego kolegi) na dzialce.
Wsztystko zaczelo sie dosc wczesnym rankiem, czyli okolo godziny 13 przed Botanikiem. Poniewaz rano padalo balismy sie ze
przyjedzie mniej osob niz sie spodziewalismy. Dlatego tez zaryzykowalismy stwierdzenie, ze zmiescimy sie do jednego samochodu. Zwlaszcza, ze czesc osob deklarowala, iz przyjedzie pozniej. Oczywiscie to sie nie udalo i musielismy sie podzielic. Czesc pojechala tramwajem a czesc autem. Po dotarciu na dzialke rozpoczelismy zasadnicza czesc imprezy czyli picie. Oczywiscie musielismy wypelnic jakze trudne oraz meczace obowiazki w postaci rozlozenia karimat na ziemi (czyt. trawie) oraz otworzenia pierwszej puszki z piwem (nie wiem dlaczego ale nastepne otwieraja sie juz troszke jakby lzej). W sumie to na imprezie sie nic szczegolnego nie dzialo. Co kilka minut przyjezdzali nowi ludzie a poniewaz pierwsza partia gosci byla juz dosc pijana to nie zwracala na przybylych zbytniej uwagi. Oczywiscie bez drobnych szalenstw sie nie obylo, takich jak np jazda po pijaku samochodem (ktory niestety okazal sie bardzo wredny i sam wpadl na drzewo), ganianiu sie po sasiednich dzialkach. Wyobrazcie sobie jakie bylo nasze zaskoczenie oraz oburzenie gdy nastepnego dnia zobaczylismy otwarte bramy do sasiednich dzialek. Na zakonczenie dodam iz wypilem cos kolo 15 piwek i prawie wszystko pamietam (chociaz miejscami wolalbym miec mala amnezje). Oby wiecej takich imprez Piotrze...
29.05.2003
No i nastala pora na kolejna impreze. Odbyla sie ona w (miedzy innymi) w pomieszczeniach zamknietych u moich dobrych znajomych, czyli Marcina i Gosi. Zaczelo sie dosc niewinnie bo od malych zakupow w postaci 7 piw na lebka. Jest to standardowa ilosc w zwiazku z czym mialem dosc mieszane uczucia gdy otwieralem 3 z kolei piwo po uplywie zaledwie godziny. Po 4 piwie humor mi sie dosc znacznie poprawil bo wtedy pojawil sie Piotr z nalewka w plecaku, o ktorej najpierw nie wiedzial, ale zostala wymacana. Piotr pojawil sie, wraz dwiema nowymi postaciami ktore niestety byly malo zrozumiale przez problemy z wymiawianiem spolgloski "R". Dalszy ciag imprezy przebiegal bez zaklucen poza wktroczeniem rodzica rodzenstwa do pokoju o 5 rano (wiekszosc imprezowiczow juz spala, zapewne z powodu zmeczenia organizmu przez dlugotrwale podoszenie ciezarow o wadze 0,5kg) i kategorycznym oswiadczeniu, ze ma byc znacznie ciszej i mniej przeklenstw. W zwiazku z zaistniala sytuacja postanowilismy pojsc spac. Nastepnego ranka po przebudzeniu sie oraz gdy juz wszyscy dowiedzieli sie gdzie i dlaczego sa postanowilismy (dla odmiany) napic sie piwa. Niestety nie bylo. Ale na szczescie Magda przyszla nam z ratunkiem i wylozyla na stol 8 piw (akurat na sniadanie). Po sniadaniu udalismy sie do jakiegos tam parku gdzie przy malym piwku spedzilismy dzien opalajac sie w cieniu, wchodzac na drzewa, oraz robiac zdjecia wagarowiczkom z 3b...
WAKACJE
Ech, wakacje. Czas picia zabawy, slonca.
Jak zwykle w polowie lipca postanowilismy razem z przyjaciolmi gdzies wyjechac bo Lodz nam sie juz troche przejadla, razem ze swymi pubami i drogim piwem. Wsiedlismy w samochody i ruszylismy w droge. Oczywiscie nasze dogadywanie sie co do planu wakacji jak zwykle bylo dalekie od idealu wiec wyszlo na to, ze ja i Seba pojechalismy do Sasina a reszta do Jaroslawca. Ale oplacalo sie.
Pierwszy tydzien:
W Sasinie spotkalismy nasza wspaniala przyjaciolke Zosie. Och co sie wtedy dzialo. Spacery, zachody slonca, Salar, Stilo. Wlasciwie wszedzie chodzilismy w czworke - Ja, Wiola, Seba i Zosia. Wiola to dziewczyna ktora poznalismy kilka lat temu wlasnie w Sasinie. Zosie zreszta tez. Niestety jak to bywa na wakacjach zbyt wiele szczegolow nie pamietam. Sami domyslcie sie dlaczego :-). Pamietam tylko, ze swietnie sie bawilem. Musze powiedziec, ze ten tydzien bede wspominal do konca zycia. Uroku tego miejsca nie da sie porownac z zadnym innym. Sasino jest jedyne w swoim rodzaju. Idealne na dlugie spacery. Cisza, spokoj. Choc bywam tam od 9 lat to co roku odkrywam nowe wspaniale miejsca. W tym roku np. bylem w miejscu skad widac morze, a musze zaznaczyc ze Sasino lezy 3 km. od morza. Wreszcie udalo nam sie udac na wschod slonca ktory byl przepiekny, i nie tylko ze wzgledu na widok. Ech, ogladac slonce wynurzajace sie z morza w obieciach pieknej kobiety. Cos cudownego.
Drugi tydzien:
Poniewaz po tygodniu dziewczyny nam wyjechaly, postanowilismy zwinac manatki i pojechac do naszego towarzystwa, do Jaroslawca.
Oj co sie tam dzialo. Pijanstwo na potege. Co wieczor bylo "apogeum". Tak mozna by nazwac to co sie dzialo o 2-3 w nocy. Odkrylismy swietne miejsce nad morzem. Poniewaz Jaroslawiec lezy na skarpie w zwiazku z tym widok na morze jest niesamowity. Znalezlismy sobie mala laweczke tuz na skraju skarpy skad podziwialismy zachody slonca popijajac przy okazji browarek. Na szczescie nikt nie spadl, wiec obylo sie bez ofiar. Oj bylo picie. A rano na poprawienie nastroju magnezik, choc musze powiedziec, ze raczej nie bylo czego poprawiac, i tak wszyscy byli w szampanskich nastrojach. Co prawda pod koniec mialem juz troche dosc hip-hopu, poniewaz Kamil non-stop go puszczal, ale i tak bylo spoko. Co prawda piwko bylo dosc drogie jak na nasze skromne portwele, ale poradzilismy sobie w inny sposob. Nie po to jechalismy nad morze, zeby siedziec w pubach, prawda?
Trzeci tydzien
Wszystko co dobre jak wiadomo szybko sie konczy, ale wyjazd z Jaroslawca nie oznaczal jeszcze konca naszych wakacji. Postanowilismy razem z Seba wrocic jeszcze do Sasina poniewaz dowiedzielismy sie, ze beda tam nasi dobrzy znajomi z Krakowa. Po przyjezdzie zaczelismy od razu trening naszych miesni piwnych. O zdrowie i forme trzeba dbac :-). Niestety nie moglismy od razu zamiszkac u Agnieszki i Iwony w domku poniewaz byli tam jeszcze ich rodzice ktorzy nazywajac nas "facetami po przejsciach" patrzyli krzywym okiem na perspektywe zostawienia swoich ukochanych coreczek w naszym towarzystwie. Ale na szczescie szybko wyjechali i moglismy sie wprowadzic. Poznalismy tam nowych ludzi a wlasciwie dziewczyny - kolezaki Iwo i Agi. Ach co sie tam dzialo. Imprezy do bialego rana i od bialego rana. Wspaniale sie bawilem. Niestety nastapil maly zgrzyt podczas tego pobytu w Sainie poniewaz musialem zakonczyc moja znajomosc z Wiola. Ale na szczescie dziewczyny umialy mnie pocieszyc ;-). Po paru dniach dolaczyla do nas Ela ktora tylko dopelnila dziela zniszczenia ;-). Rozne mielismy przygodny. JEdna z nich bylo pozbawienie nas lazienki, a poniewaz czlowiek bardzo szybko przyzwyczaja sie do luksusu byla to dla nas duza niedogodnosc. Bylo to spowodowane przepelnieniem szamba ;-). Zrobilismy nawet specjalny transparent z powitaniem dla szanownego pana szambiarza. Niestety po oproznieniu szamba musialem jeszcze czekac przeszlo godzinke na swoja kolej do kibelka poniewaz sie zagapilem i bylem ostatni w kolejce. Pewnie zbyt bardzo pochlonelo mnie otwieranie kolejnej tego dnia nalewki w kartonie. Niestety z braku funduszy musielsmy po tygodniu sie ewakulowac z Sasina. Zostalo mi 5zl, a to na dlugo by mi nie starczylo ;-).
tak oto przedstawiaja sie w skrocie moje wakacje. Zachaczylem jeszcze pod koniec sierpnia o goplo gdzie poplywalem sobie na lodce.
Zalaczylem pare zdjec, niestety sa to tylko widoczki poniewaz jedna klisza sie naswietlila. Zlosliwosc rzeczy martwych jak sadze.
SYLWESTER 2003
Wlasciwie to sylwester zaczal sie juz 30 grudnia kiedy razem z Seba i Marcinem umowilismy sie na dekorowanie sali. Najpierw jednak udalismy sie na zakupy.
Ach jak ci ludzie umieja namawiac do promocji, zwlaszcza dotyczacych alkoholu :-). No wiec zakupilismy co potrzeba (glownie alkohol) i udalismy sie dekorowac sale. Jednak juz po godznie znudzilo nam sie nudne zmywanie podlog i stwierdzilismy, ze skoro kupilismy tyle szampanow to jeden mozna otworzyc. Nastepnie, poniewaz ten szampan "poszedl" zbyt szybko otworzylismy drugiego. Potem trzeciego i gdy juz go skonczylismy stwierdzilismy, ze juz chyba wystarczy, Marcin wszedl z czwartym, juz otwartym.
Dalej nie pamietam co sie dzialo :-)
W dniu imprezy umowilismy sie o 20.00 na przystanku i o dziwno wszyscy sie zjawili na czas (noo prawie wszyscy). Tak wiec udalismy sie do udekorowanego juz lokalu. Chcialbym nadmienic, ze niestety w poprzedni dzien nie udalo nam sie dokonczyc dekoracji wiec musielismy sie jeszcze rano umowic na dokanczanie :-)
Gdy weszlismy na pietro, do pokoi gdzie mielismy sie bawic, pierwsze co uslyszalem to syk otwieranych piw. Bardzo mnie to ucieszylo, bo swiadczylo to o tym, ze towarzystwo zaakceptowalo "lokal" i nie zamierza go, przynajmniej narazie opuszczac. Ja poszedlem za przykladem i rowniez otworzylem sobie piwko, jednak nie zdarzylem wziasc nawet jednego lyka, kiedy Marcin wreczyl mi do reki plastikowy kieliszek z jakas bezbarwna oraz malo aromatyczna ciecza. Sierdzilem po wnikliwych obserwacjach, ze nikomu nic sie nie dzieje po zaaplikowaniu tego dziwnego plynu, wiec postanowilem go zazyc. No i sie wtedy zaczelo, tak mi owa substancja zasmakowala, ze chcialem pochlonac jej jak najwiecej.
Zauwazylem rozniez, ze czesc towarzystwa uskutecznia rozne wariacje dotyczace plynu wlewajac do niego sok oraz rozne pikantne przyprawy, co znacznie polepszalo jego walory smakowe.
Kiedy zabawa nabierala tempa stala sie rzecz straszna. Wysiadl prad. I tak nieszczesliwie, ze tylko w tych pokojach w ktorych sie bawilismy. Jak pech to pech. Ale i na to znalezlismy rozwiazanie gdyz przenislismy caly sprzed do korytarza i bawilismy sie dalej.
o 24.00 jak nakazuje tradycja wyszlismy na zewnatrz. Niestety nie pamietam za bardzo tych wspanialych fajerwerkow jakie zapowiadal nasz kochany prezydent miasta, wiec nie moge sie przyczepic, ze byly zle. A szkoda bo mialem na to straszna ochote. Jak zwykle zyczylismy sobie tych samych i standardowych zyczen, w roznych wariacjach, ale i tak bylo spoko.
Dalej impreza potoczyla sie normalnym torem, czyli kto sie upil, ktos uzewnetrznil, a inny opowiadal historie swojego zycia. Byc moze i dzialo sie cos ciekawego godnego uwagi ale niestety nie moge Wam tego opowiedziec bo niestety nie pamietam dokladnie co sie dzialo. Pamietam juz koncowke imprezy nad ranem kiedy to pierwszy raz w zyciu widzialem Marcina w tak upojonym stanie. Musialem o tym wspomniec, sorry Marcin :-).
O jakiejs 7-8 rano rozeszlismy sie do domu i ja oczywiscie musialem jeszcze sobie podyskutowac na przystanku z nieznajomymi ludzmi na tematy ktore wsydze sie tu przytaczac :-).....
(C) CopyRight: Artur Z. 2000 - 2003
Strona jest czescia witryny: www.az-mystique.prv.pl.